niedziela, 24 stycznia 2016

Po 2 miesiącach przyspieszania porostu - zdjęcia porównawcze.

Dokładnie 2 miesiące temu, w tym poście, opisałam swój plan pielęgnacji skupiający się na przyspieszeniu porostu włosów. Byłam dość sumienna i powoli widzę efekty. Nie mierzę włosów, więc nie powiem w centymetrach, ile przybyło, ale czuję na żywo, że jest coraz lepiej.

1 grudnia                                                               24 stycznia

O ile w grudniu nie widziałam oszałamiających efektów, w styczniu bardzo ruszyły. 

Kuracje, jakie stosowałam:

- picie drożdży - jestem już na półmetku, 45 kubków za mną, założyłam 90 kubków kuracji (nie dni, bo czasem się zdarza nie wypić z zapomnienia czy braku drożdży w lodówce :) )
- picie skrzypopokrzywy i siemienia lnianego - 3-4 razy w tygodniu
- picie koktajlu pietruszkowo-jabłkowego - tu za rzadko, raz w tygodniu może
- zaczęłam też brać Revalid

Dużo tego, ale uważam, że najbardziej drożdże pomogły w przyspieszeniu porostu. Mam też mnóstwo baby hair, które radośnie sobie sterczą i za nic nie chcą się ogarnąć.

Zewnętrznie:

- maska Castor Oil na skalp, zwykle na całą noc
- wcierka brzozowa i Kulpol - prawie każdego dnia, chyba że zapomnę

Teraz włączyłam do pielęgnacji olejek Sesa, zrobiłam też swój macerat olejowy. Wiem, trochę za dużo tego wszystkiego, zważywszy, że mam tylko jedną głowę :), ale kuszą mnie nowości. Myślę, że odstawię Castor Oil na góra raz w tygodniu, bo i tak mnie zaczyna trochę wkurzać ;) Wolę nakładać oleje na głowę, a nie taki smalec. Ale nie rezygnuję, bo myślę, że też dołożył swoje w przyspieszaniu porostu.

W kwietniu na stówę zbieram swoją pokrzywę i suszę ;-) Już się nie mogę doczekać wiosny, ten styczeń jest taki przygnębiający...


                      1 grudnia                                   8 stycznia                                         24 stycznia                                

Myślę o delikatnym podcięciu końcówek, góra 1 centymetr, żeby je trochę odświeżyć. Na święta dwa razy je kręciłam prostownicą i uwierzcie, to wystarczyło, żeby połamać końce :/ Mam strasznie delikatne włosy. 

Plan na luty - kontynuować wszystkie kuracje, ale włączyć bardziej Sesę i nowy macerat olejowy do pielęgnacji. 

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Gdzie stacjonarnie kupić maskę Castor Oil i co kupiłam w Pigmencie...

Od dłuższego czasu planowałam odwiedzić Pigment na ul. Długiej, bo kusiła mmnie 20% zniżka, którą uzyskałam przez zebranie 4 pieczątek na karcie. Miały być jeszcze większe zakupy, ale okazało się, że niektórych kosmetyków nie było :( Miałam jeszcze chętkę na maskę z błotem karnalitowym z Bingo Spa, szampon papryczkowy z Love Organic i krem Apis z arbuzem. Okazało się, że maska z błotem jest w opakowaniach 250 gr, co mnie nie zadowalało, szampony tej marki wycofano!!! podobno już rok temu, o czym nie miałam pojęcia :( Uwielbiałam ten papryczkowy... Wielka szkoda. Kremu Apis nie było, bo się rozszedł. Ale i tak zostawiłam w kasie 70 zł, więc może starczy ;)

Co kupiłam? W dużej mierze wróciłam do pewniaków:


Olej Sesa, 90 ml/24 zł - miałam kiedyś wszystkie rodzaje, byłam b. zadowolona. Co prawda, gdybym mogła wybierać, wzięłabym wersję egzotyczną, bo ma nieco delikatniejszy zapach, ale wyboru nie było. Kiedyś używałam na okrągło indyjskich olei i z perspektywy czasu widzę, że naprawdę dawały efekt. 

Mydełko Sesa - ach, pamiętam, jak kiedyś się na nie polowało :) Miałam i lubiłam, koszt niewielki, bo 8 zł. Fajnie dodaje objętości włosom, ma wzmacniać, łagodzić skórę głowy.

CHI - używam na okrągło do zabezpieczania końcówek, to mój pewniak.

Tangle Teezer - nie byłam nią zainteresowana, gdy wszyscy mieli i kupowali. 50 zł za szczotkę uznawałam za przesadę i nadal w takiej cenie bym jej nie kupiła. Teraz jednak można już ją mieć za ok. 30 zł i mniej, więc czemu nie. Nie było do wyboru wiele wersji kolorystycznych, więc z braku laku wzięłam czerwono-fioletową. Zobaczymy, czy teraz stanie się niezastąpiona ;-)

Szampon dziegciowy z FitoKosmetik

Innowacyjna formuła szamponu, stworzona na bazie naturalnych orzechów mydlanych, głęboko i delikatnie oczyszcza i odżywia włosy i skórę głowy, dodaje witalności, wzmacnia i stymuluje wzrost włosów.Dziegieć brzozowy jest od dawna znany w medycynie ludowej jako najlepszy środek do walki z łupieżem i wypadaniem włosów. Dziegieć pobudza krążenie krwi w skórze, ma działanie antyseptyczne, normalizuje pracę gruczołów łojowych, wzmacnia cebulki włosów. Olejek jałowcowy aktywnie odżywia i poprawia strukturę włosów. Szałwia nawilża i uspokaja skórę głowy.
SKŁADNIKI: Aqua, Sapindus Mukurossi Peel Floral Water, Cocamidoproyl Betaine, Aesculus Hippocastanum (Horse Chestnut) Seed Extract, Cocamide DEA, Glycereth-2, Cocoate, Sodium Laureth-5 Carboxylate, Glycerin, Salvia Offcinalis Essential Extract, Oleum Rusci, Juniperus Communis Fruit Oil, Maris Sal, Parfum, Glicol Distearate, Lactic Acid, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Benzyl Alcohol, Saccharomyces Cerevisiae Extract, CI 45380.
Jestem trochę wkurzona, bo wolałam wersję z gorczycą stymulującą porost, ale nie było, więc wzięłam ten. Potem poszłam jeszcze do Kosmyku na tej samej ulicy i tam był. Wrr. Już nie kupiłam, bo 2 wielkie szampony to trochę za dużo ;) Może mi nie ucieknie... Ten może też być fajny, zwłaszcza, że mam problemy ze skórą głowy i nadmiernym przetłuszczaniem. 
Podoba mi się skład. Mam nadzieję, że się polubimy. 
A co do pytania w tytule tego postu - właśnie będąc w Drogerii Kosmyk, zauważyłam na półkach maskę Castor Oil w cenie 30 zł. Idą z trendami :) 


Oprócz tego zainteresowałam się ostatnio robieniem domowych olejowych maceratów - po poście Anwen. Zainspirowałam się i... już się tworzy macerat imbirowo-papryczkowy ;) Robię na ciepło i nie wiem tylko jednego - on od razu po posiedzeniu w gorącej wodzie jest gotowy do użytku, czy musi jeszcze później swoje posiedzieć...? Proszę o odpowiedź zorientowanych w temacie ;)



piątek, 8 stycznia 2016

Aktualizacja styczniowa 2016 - efekty wspomagania porostu po miesiącu. Pierwsze wrażenia po użyciu Castor Oil.

Nie chciało mi się już czekać z aktualizacją, więc mimo że dziś włosy nie są w swej szczytowej formie, zrobiłam porównawcze zdjęcia. Zresztą ostatnio one w ogóle nie są w formie, przetłuszczają mi się ogromnie, co robi się dla mnie coraz większym problemem. Kiedyś spokojnie mogłam myć co 2 dzień, teraz są totalnie nieświeże już po 1 dniu. Gdy nigdzie nie wychodzę, odpuszczam mycie, ale często jest tak, że jestem po prostu zmuszona je umyć. Nie wiem, co się dzieje, jeszcze takiego problemu z przetłuszczaniem nigdy nie miałam :( 

1 grudnia                                                                 8 stycznia

Z lewej zdjęcie z 1 grudnia, z prawej - 8 stycznia. Jak na 5 tygodni myślę, że coś wycisnęłam z tych włosów, ale szału nie ma. Jestem trochę narwana i po takim intensywnym miesiącu, mimo że wiem, że to tylko miesiąc, chciałabym nie wiadomo jakich efektów. Co prawda, i tak ''na żywo'' czuję, że mam dłuższe włosy, na zdjęciach tego aż tak nie widać. Myślałam, że picie drożdży da większego kopa cebulkom, ale z drugiej strony - to dopiero miesiąc regularnego picia, 30 kubków, z czego jeszcze pomiędzy 27 a 30 miałam tydzień przerwy, bo Święta, bo Sylwester, bo to, bo siamto ;) Teraz zamierzam pić regularniej. 

Mam wrażenie, że te wszystkie kuracje, które podjęłam, najbardziej pomogły na wyrastanie nowych włosów. Serio, takiego buszu na przedziałku nigdy nie miałam :) Aż robi się to problemem, wiecznie sterczą i czuję się cały czas poczochrana ;) Oczywiście cieszę się z tego, w końcu może mieć to realny wpływ na zagęszczenie włosów... za jakiś dłuższy czas ;)

Na Święta kilka razy zakręciłam włosy prostownicą i to wystarczyło, żeby podniszczyć i połamać końcówki :/ Bez sensu mieć takie słabe włosy, każdy kontakt z wysoką temperaturą źle się dla nich kończy, mimo zabezpieczania. Trochę mi się zachciewa miminalnie podciąć, żeby końcówki zgrubły, ale chyba na razie je zostawię w spokoju...



Od 21 grudnia używam Castor Oil, mam za sobą już z 7 aplikacji. Powiem tak - to nie jest maska marzeń. Ma wstrętną, lepiącą konsystencję i jest bardzo oporna w nakładaniu. I nie daj Bóg nałożyć tego za dużo. Nie daj Bóg :P Mój sposób na nią to branie dosłownie odrobiny, podgrzanie na spodeczku i wmasowanie jej w skórę głowy. Może kusić nałożenie więcej ''bo na pewno nie dotarłam do każdego zakamarka'', ale NIE RÓBCIE TEGO.  Ja tak raz zrobiłam, ośmielona, że po kilku pierwszych razach wszystko poszło gładko ze zmywaniem. Przesadziłam dosłownie odrobinę, ale to wystarczyło, żebym nie mogła domyć głowy, co skończyło się pójściem do pracy z niedomytymi włosami i ponownym myciem, zaraz jak wróciłam :) Na dodatek - nadal nie byłam zadowolona z włosów, cały czas czułam, jakby jakieś resztki mi zostały ;)

Ogólnie - trudna maska, jej używanie nie jest komfortowe, ale chcę ją trochę poużywać, żeby zobaczyć efekty, 

Dalsze plany na styczeń to rutyna - picie drożdży, skrzypopokrzywy, siemienia lnianego, czasem koktajl pietruszkowo-jabłkowy. Zewnętrznie Castor Oil, woda brzozowa i Kupol za wcierkę.

Zrezygnowałam natomiast z maski WAX, bo miałam po niej totalnie beznadziejne włosy, przesuszone i jednocześnie oklapłe, miałam też wrażenie, że podrażnia skórę głowy - wyskakiwały mi takie krostki na linii czoła. I jakoś niekomfortowo się czułam, że nakładam taką chemię na włosy. Nie chce mi się marnować czasu na takie kosmetyki ;-) 


Byle do wiosny, wtedy włosy szybciej rosną ;-))