czwartek, 29 sierpnia 2013

Szaleństwo trekkingowe w Lidlu, czyli kto był o 8 rano i przeżył :-P

Wczoraj chłopak podzielił się ze mną nowinką (podobno strasznie w radiu reklamowali), że mają rzucić do Lidla buty trekkingowe i inne sportowe fanty - spodnie, kurtki itp. Najbardziej zainteresowały mnie buty, bo bardzo lubimy chodzić po górach (ostatnio zdobyty Giewont, nieśmiało myślimy o Rysach :p). Cena bardzo okazyjna, dorosłe rozmiary rozpoczynające się od 37 za 70 zł, dziecięce 36 w dół - 49 zł. Napaliłam się na te dziecięce, bo mój rozmiar to właśnie tak 36/37. Bardziej 37, ale uznałam, że nawet jak palce będą na styk, za 50 zł kupię ;-) 

Chłopak mnie obudził o 8.30 (mam wolny dzień, on w pracy, gdyby było odwrotnie, to pewnie zakupy bardziej by się powiodły ;) ). Na 9 byłam już w Lidlu i zastałam obraz jak po bitwie ... Już z daleka widziałam, że wszystko jest poprzebierane, gdzieniegdzie pałęta się kilka par... wokół których zgromadzili się ludzie, zaciekle grzebiąc :D Oczywiście dołączyłam, ale bez wielkich nadziei. Zostały tylko duże rozmiary, od 43 do 45 i trochę dziecięcych. Zaczęłam w nich grzebać i ku mojej radości znalazłam 6 ;) Żeby było śmieszniej, ledwo ją wzięłam do ręki, jakaś babka już wyciągnęła łapę, żeby sprawdzić jaki to rozmiar. W momencie, jak ja już trzymałam te buty w rękach :p A potem się czaiła, czy je odłożę ... Oczywiście, twardo je trzymałam i szukałam jeszcze innych rozmiarów. Niestety, dla chłopaka nie znalazłam już 42, więc wzięłam 43, może nie będą dużo za duże ...? 


Ogólnie więc i tak mi się udało - wzięłam ostatnią z dwóch 36, które się uchowały. Obie z różowymi motywami, wczoraj myślałam, że wezmę niebieskie, no ale wczoraj żyłam jeszcze w ułudzie, że ludzie nie rzucą się jak szaleni na towar ;) Są dobre, pewnie 7 byłaby lepsza, ale znając moje skąpstwo, to nawet jakby był wybór, i tak wzięłabym te dziecięce, żeby oszczędzić 2 dychy :-D

No ale pytam się potem przy płaceniu kasjerki, czy wielkie było szaleństwo o 8 rano. Popatrzyła tylko na mnie i powiedziała ''Katastrofa...'' z miną, jakby właśnie widziała sceny bitewne z rozlewem krwi. Zażartowałam ''Czyli było wyrywanie sobie butów z rąk itd?'', a ona całkowicie poważnie ''Tak i jeszcze gorzej'' i wywróciła oczami. Więcej nie chciała mówić, bo też w sumie nie godzi się źle mówić o klientach :P

Jak wróciłam do domu, zajrzałam na FB i faktycznie ludzie opisują, że była masakra, dantejskie sceny. Ktoś napisał, że rok temu w Lidlu na właśnie takim tanim, okazyjnym dniu, jakiś facet zanurkował w cudzy koszyk, żeby coś dla siebie podkraść ... ;) Stwierdziłam, że dobrze, że nie było mnie przed otwarciem - nie mam ochoty brać udziału w takiej szamotaninie,odstręcza mnie to. Pewnie nawet bym się nie dopchała.

Grunt, że coś upolowałam :D

Ktoś się wybrał do Lidla? Piszcie o wszystkich krwawych szczegółach :-D




sobota, 24 sierpnia 2013

Spotkanie z kwasami po raz pierwszy - Acne-derm.

Wielokrotnie na blogu narzekałam na stan swojej cery. Mimo że i tak jest o wiele lepiej niż kiedyś, gdy regularnie na mojej twarzy gościły ropne wielkie gule, to i tak wygląd buzi stanowi mój największy kompleks. W tej chwili moim największym problemem są zmiany po trądziku, umiejscowione po obu stronach ust i okolicach podbródka. Policzki są w miarę ładne.

Odnotowałam spore zmiany w wyglądzie cery po wprowadzeniu OCM  i odstawieniu wszelkich drogeryjnych żeli myjących zawierających SLES. Zaczęłam zwracać uwagę, jaki krem nakładam na twarz - staram się, żeby skład był jak najbardziej prosty i przyjazny. Wprowadziłam też do pielęgnacji mydełko Aleppo 40%. I co równie ważne - oduczyłam się wyciskania pryszczy. Po każdym takim ''zabiegu'' wyglądałam jeszcze gorzej, a teraz właśnie męczę się ze ślicznymi ''pamiątkami'', które mogą zdobić moją buzię już na zawsze. 

Ogólnie same podstawowe rzeczy, a naprawdę pomogły.

Jeszcze przed wakacjami przeczytałam na blogu Italiany o pewnym kremie ....



I mocno się zainteresowałam. Rezultaty na twarzy Italiany są widoczne i to już po miesiącu stosowania! Zaczęłam czytać inne opinie i w większości były bardzo pozytywne. Polecam także recenzję Idalii, również widać piękne efekty po kuracji tym kremem, choć i przed moim zdaniem było dobrze ;) 

Prawie już kliknęłam go na dozie (lubię, jak coś jest dostępne na doz!), ale ostatecznie się rozmyśliłam. To był okres przedwakacyjny, ja kocham się opalać, w planach miałam urlop w Chorwacji, a to jest jednak kwas. Bałam się ewentualnych niepożądanych skutków, przebarwień itd.  Zapamiętałam sobie jednak dobrze ten kremik ;-)


Teraz lato dobiega końca, upały z pewnością już nie wrócą, więc krem wylądował w internetowym koszyku. Można go zamówić na dozie za 21.50, wg mnie dość niewygórowana cena, zważywszy, że jego zagraniczny odpowiednik Skinoren kosztuje prawie 50 :-/

Przy okazji muszę pochwalić i polecić Wam gorąco zamawianie na dozie, jeśli jeszcze nie korzystałyście. Jest dość tanio, dużo ciekawych kosmetyków do pielęgnacji włosów i cery, i co najważniejsze - błyskawiczna wysyłka. Zwykle gdy złożę zamówienie rano/w południe, wieczorem już dostaję sms-a, że jest do odbioru :) Aptekę mam 5 minut od domu, więc wszystko przebiega szybciutko. 

Postanowiłam stosować Acne-derm raz dziennie, na noc. Czytałam, że średnio nadaje się do stosowania rano, pod makijaż, bo jest trochę toporny w konsystencji i wysuszający skórę.
Na razie jestem po 3 użyciach, skutków ubocznych brak :-D Zobaczymy, jak będzie za miesiąc, przyznam, że pokładam w nim duże nadzieje! Zrobiłam zdjęcia cery, dla późniejszego porównania,  ale nie wiem, czy odważę się pokazać ;)

Macie jakieś doświadczenia z tym kremem? Chętnie poczytam!







środa, 21 sierpnia 2013

Czego prawdopodobnie o mnie nie wiecie? Tag!

Wiem,  że może już się objadł ten tag, ale ja w sumie w dalszym ciągu chętnie czytam go na blogach lubianych blogerek ;-) Jeśli więc macie ochotę na trochę blogowego ekshibicjonizmu... Zapraszam ;-)


1. Nie oglądam żadnych horrorów, bo moja irracjonalna i pobudliwa natura traktuje je zbyt serio ;) Jednym słowem - przeraźliwie się boję! Najbardziej motywów z opętaniami i nawiedzonymi domami. Nie mogę oglądnąć dosłownie nawet malutkiego fragmentu, żeby potem przez miesiąc nie bać się ciemnego pokoju i nocnego wyjścia do łazienki. 





2. Boję się dużych lalek. A przez co? No właśnie przez oglądnięcie w dzieciństwie ''Laleczki Chucky'' :-D Nigdy nie patrzę im w oczy. To, że do mnie mrugną, jest więcej niż pewne. 

3. Jestem niesamowitą psiarą. Uwielbiam wszystkie psy. Gapię się na nie na ulicy i pozdrawiam przechodząc (gdy są bez właściciela ;P). Lubię też wymyślać, co mogą aktualnie myśleć i mówić to na głos, często wygłupiamy się tak z chłopakiem. (tak, wiem, że nikt nie rozumie o czym teraz piszę, tak, nie jestem normalna).
Mam nadzieję, że będę miała kiedyś warunki do posiadania dużego psa i jestem nieszczęśliwa, że teraz takich nie mam.




4. Ogólnie lubię (prawie) wszystkie zwierzęta. W dzieciństwie i nastoletnich latach miałam kilka chomików (nie w jednym czasie). Do dziś uwielbiam te zwierzątka, może jeszcze kiedyś  będę je miała ;) Za to nie cierpię pająków, przerażają mnie, ale nie potrafię ich zabijać, bo mi żal.

5. Jestem nudziarą kulinarną. Zero eksperymentowania, zero próbowania nowości. Nowa potrawa? Bezpieczniej będzie ją zignorować i zamówić coś sprawdzonego. W większości przypadków, jak już się skuszę na coś nowego, to i tak mi nie smakuje. To potwierdza moje rozumowanie, że lepiej się trzymać znanego jedzenia, bo wtedy nic nie tracę :-P 

6. Tak samo nieufna jestem, gdy włączam nowy film/serial/, zaczynam książkę. Duża doza dystansu. Ale gdy mi się naprawdę spodoba, przepadam i zostaję jego najgorliwszą fanką ;)

7. Jestem serialomaniaczką. Muszę mieć coś zawsze na dysku do oglądania. Coś w stylu 20 minutowego sitcomu, ale też coś dłuższego. Nie oglądam jednak ŻADNYCH polskich seriali.

8. Jestem uzależniona od Internetu, dzień wolny od pracy zaczynam od włączenia laptopa, a dopiero potem zrobienia sobie śniadania.  Potrafię jednak odpuścić na wakacjach ;)

9. Gdy miałam 5/6 lat zgubiłam się na wakacjach we Włoszech. W nocy. Jechałam radiowozem policyjnym ;p Możecie sobie wyobrazić, co musieli przeżyć moi rodzice ;)

10. Już w dzieciństwie nie byłam łatwą towarzyszką - kłóciłam się z innymi dziećmi, dokuczałam, przezywałam, przerywałam zabawę jak przegrywałam :D Ogółem dziecko, którego nikt nie lubi :p

11. Mam duży dystans do ludzi, nie lubię poznawać nowych osób, nie zależy mi na nawiązywaniu przyjaźni. Wolę być sama, niż z ludźmi, którzy mnie drażnią. Wiem, dziwna postawa, ale taka jest prawda ;)

12.  Nienawidzę wprost, gdy ktoś konfabuluje. Gdy wyczuwam, że ktoś zmyśla, kłamie, od razu jest przeze mnie skreślany i nie wierzę już profilaktycznie w nic, co mówi. Męczy mnie przebywanie z osobami, które muszą sobie wynagradzać jakieś braki przez podkoloryzowanie rzeczywistości. 

13. Nie cierpię, jak ktoś wiecznie mówi, że nie ma pieniędzy, a ciągle obnosi się z drogimi rzeczami ... Strasznie mnie to drażni - nie z zazdrości, po prostu - po co tak gada? :D Masz to masz, ale nie pitol, żeś biedna sierotka. Serio, są takie osoby.

14. Mam niezłą pamięć do tego co mówią mi ludzie, dlatego też często przyłapuję kogoś na kłamstwie lub nieścisłościach ;) Ktoś po prostu nie pamięta, jaką wersję wydarzeń przedstawiał mi 3 miesiące temu ... ;-)

15. Jestem zodiakalnym, typowym Skorpionem. Wszystkie złe rzeczy, które się o nich mówi, to prawda ;)

16. Jestem strasznym Narcyzem, ale z workiem kompleksów. Najlepiej przedstawia to ten obrazek:


17. Uważam, że mam ładne ciało, ale brzydką twarz :-D

18. Mój największy kompleks urodowy to brzydka cera. Oddałabym wszystko za piękną buzię bez niedoskonałości.

19. Ludzie w większości przypadków fatalnie mnie odbierają. Sprawiam ponoć wrażenie strasznie wyniosłej i ... wiecznie złej :p Faktycznie, mój naturalny wyraz twarzy nie jest zbyt przyjemny, przykro mi z tego powodu ;)

20. Gdy ktoś mnie jednak lepiej pozna, przekonuje się, że mam świetne poczucie humoru :D

21. Nienawidzę podrywania, gdy słyszę te typowe gadki, to zamieniam się w górę lodową :D 

22. Nie znajdziecie mnie na klubowej imprezie. 

23. W chwilach smutku poprawiam sobie humor nie czekoladą, a wpieprzeniem największej paczki chipsów, jaką można było kupić. 
Oczywiście, tylko serowo-cebulowe :p

24. Nigdy nie dotknęłabym czyichś stóp. To najobrzydliwsza część ciała.

25. Nie można mnie skrytykować, bo przeżywam to później przez rok. 

26. Wymyśleć najczarniejszą wizję wydarzeń i w kółko o niej myśleć? Nie znam innych rozwiązań. 

27. Przechodziłam okres uzależnienia od literaków na kurniku. Grałam nałogowo. Przeszło mi ;)



28.  Lubię jeść mrożone truskawki. Jak są jeszcze zmrożone.

29. W nocy w łóżku moje stopy muszą być zakryte kołdrą. Oczywiste jest, że potwory wciągają właśnie za tę część ciała, a nie np. za nogi, które są częściowo odsłonięte. Owinięcie stóp kołdrą jest dużą ochroną przed tą przykrą sytuacją.

30. Nie rażą mnie nawet najgorsze dowcipy, dlatego możesz przy mnie żartować i na tematy religijne, rasowe, seksualne itp/itd. Grunt, żeby żart był śmieszny :p

31. Nie lubię kupować innym prezentów. Nie ze skąpstwa - po prostu słabo u mnie z kreatywnością i wyobraźnią, dlatego zwykle daje nudne, typowe prezenty....

32.  Nigdy nie chciałam przebić uszu, nawet jako mała dziewczynka. Nie lubiłam też nosić sukienek. Teraz sukienki wkładam bardzo chętnie, ale kolczyków nie mam nadal ;-)

33. Pewnie narażę się niektórym - uważam, że większość tatuaży jest obrzydliwa i kompletnie mi się nie podoba ...

34. Często śni mi się, że spadam, przeciskam przez przerażająco ciasny tunel lub jestem atakowana przez groźną bestię - rekina, krokodyla, opcjonalnie niedźwiedzia :P

35. Nie mam prawa jazdy, nigdy nie chciałam zrobić, nie zrobię, nie nadaję się na kierowcę i kompletnie mnie do tego nie ciągnie ... 

36. Nigdy naprawdę się nie upiłam, może jedynie ''podchmieliłam'' ;-) Przeraża mnie opcja stracenia nad sobą kontroli. 

37. Nienawidzę dotykowych telefonów! Doprowadzają mnie do szału. W ogóle jestem antygadżetowa, 3 lata temu kupiłam Nokię 2700 i mam zamiar ją mieć, dopóki się nie rozleci :-D



38. Strasznie się boję wysokości, dlatego skok na bungee, ze spadochronem czy nawet zwykła karuzela nie jest dla mnie ;-)

39. Czytam po kilka razy te same książki, jeśli naprawdę mi się podobały. Nie przeszkadza mi, że znam zakończenie ;) To samo mam z filmami. Trochę się to łączy z punktem 6 - wolę wrócić do czegoś znanego, niż spróbować nieznanego.

40. Czasem z nudów układam sobie w głowie różne słowa z jakiegoś wyrazu. Np. mam przed sobą wyraz papierosy, no to sosy, papier, osy, prasy, asy, sery ... :D Chyba mi zostało po literakach ;-) *punkt 27.

41. Nie cierpię ludzi, którzy po 5 minutach znajomości opowiadają mi całe swoje życie, ze szczegółami, z którymi ja bym nie podzieliła się po 100 latach. Nie ufam ludziom, którzy mówią o sobie zbyt dużo. 

42. Nie znoszę ścielić łóżka! Zwykle robi to chłopak ;-)

43. Nigdy nie zdarzyło mi się rozwalić całej wypłaty - co miesiąc określoną część wpłacam na konto. Jestem bardzo oszczędna, niektórzy twierdzą, że skąpa ;)

44. Zawsze, gdy ktoś do mnie dzwoni, wyobrażam sobie, że na pewno chce mnie powiadomić o czymś nieprzyjemnym, więc czasem boję się odebrać :-D

45. Nie nadaję się do zarządzania ludźmi, ale jednocześnie nie lubię mieć kogoś nad sobą.

46. Nienawidzę zmian wszelkiego rodzaju, ale jednocześnie dobija mnie na dłuższą metę monotonia. 

47. Gdy wszystkie dziewczynki bawiły się lalkami lub sterczały nad wózkami z prawdziwymi dziećmi, ja nie przejawiałam odrobiny zainteresowania. Do teraz dzieci nie są dla mnie szczególnym powodem do zachwytów, ale nie mogę powiedzieć, żebym ich nie lubiała. Nie należę jednak do osób, które będą godzinami rozkliwiały się ''O Boziu, jaki śłodki, ciciciicieicie'' itp.

48. Gdy nikt mi nie przeszkadza, śpię po 12 godzin niezależnie od stopnia zmęczenia. 

49.  Chętnie jem zupy, ale nie jadam tej naszej najważniejszej i podstawowej polskiej zupy - rosołu ... Zawsze, ale to zawsze budzi to niedowierzanie! ''Nie jesz rosołuuuu?''

50. Nie toleruję większości amerykańskich programów, ale szczególnie nie mogę zdzierżyć ''Domu nie do poznania''. Ten entuzjazm, emocje i późniejsze wędrowanie z rykiem po pokojach irytuje mnie tak, że przełączałam już po sekundzie. A tak w ogóle, to od prawie roku żyję bez telewizora i kompletnie mi go nie brakuje ;-)


UFFF! 50 faktów to jednak strasznie dużo ;) Mam nadzieję, że ktoś dotarł do końca ... ;)


Pozdrawiam!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Kuracja nowym olejkiem - Sesa Plus w natarciu ;-)

Śliczne olejki z idealnymi składami to moja mała mania ;-) Chyba mój ulubiony rodzaj kosmetyku do pielęgnacji włosów! 

Tym razem przywędrowała do mnie Sesa Plus :


Tradycyjną Sesę już miałam, także tę o egzotycznym zapachu. Nie ma między nimi różnic -może egzotyczna charakteryzuje się mniej intensywnym zapachem (wg mojego nosa).

Olejek jest malutki - jak widać, nie większy niż dłoń ;) Pojemność to 90 ml. Nie ma - chyba - pojemności Sesy Plus 180 ml, przynajmniej nie widzę takiej pozycji w sklepie helfy.
Sesa Plus wypada dość drogo. Za 90 ml musimy zapłacić 42 zł. Porównywalnie - tyle mniej więcej zapłacimy za 180 ml klasycznej Sesy. 


Liczę jednak, że skoro tak, to działanie będzie dwa razy lepsze :-D 

Niżej porównanie składów klasycznej Sesy i Sesy Plus. Jest kilka ziół i olejków, których tradycyjna Sesa nie ma. 


Uwaga, w pierwszym obrazku składu są ucięte przypadkowo 3 składniki -Citrus Medica Oil 1.00% v/v

Quinazarine Green (C.I.No.61565) 0.0004% v/v
Cocos Nucifera Oil Q.S. to 100% v/v. 


Nie mogłam się oprzeć ....




;-)

Spokojnie, w pierwszej buteleczce już nic nie ma, trzymam ją chyba na pamiątkę :D W egzotycznej, owszem, coś może się znajdzie :P

Zobaczymy, jak się sprawdzi, przez najbliższe 2 miesiące używam tylko jej!

W Internecie nie znalazłam wielu opinii na jej temat. Miałyście ją może?

Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Plan reanimacji włosów po urlopie!

Halo! Nadal próbuję ogarnąć chaos pourlopowy ;-) Miałam dziś ostro robić porządki z ciuchami i kosmetykami (khm, khm), ale póki co wszystko leży odłogiem ... Nic mi się nie chce, cud, że zdjęcia do notki zrobiłam.

Pisałam Wam, że moje włosy na urlopie trochę pocierpiały i teraz są pod baczną obserwacją ;) Zastanawiam się, czy muszę je podciąć. Końcówki nie są takie ładne, jak wcześniej, widocznie podsuszone, ale może da się je jakoś reanimować bez podcinania. Szkoda mi długości, mam wrażenie, że stoję w miejscu i tak będzie ciągle przy podcinaniu co 3-4 miesiące. Ostatni raz podcinałam na początku czerwca. 

Zresztą, same zobaczcie stan włosów na dzień dzisiejszy:



Na długości są ok, ale końce suche. Pomyślałam, że wstrzymam się na jakiś czas, może odżyją, jak się za nie porządnie wezmę.

PLAN REANIMACJI:

1)olejowanie przed każdym myciem  - dopiero wtedy zobaczyłam jak olejowanie świetnie wpływało na włosy, gdy przestałam to robić regularnie. Zasadniczo o wiele lepiej pielęgnuje mi się włosy na jesień i zimę - jest jakoś więcej czasu (pewnie przez długie zimowe wieczory). Nie lubię też mieć oleju na włosach, gdy jest gorąco, więc w lipcu i sierpniu nieczęsto paradowałam ze smalcem na głowie. 

2) skrzypopokrzywa i siemię lniane moimi sprzymierzeńcami z wypadającymi włosami. Ziółka są sprawdzonym lekarstwem, wierzę, że już po miesiącu picia wypadanie będzie minimalne :) 
Myślałam też o drożdżach, ale nie chcę wprowadzać za dużo kuracji, jeszcze mój organizm dozna szoku ;)

3) wcierki, wciereczki - tęsknię za moją ubiegłoroczną gorliwością w stosowaniu wcierek. Choćby się waliło i paliło, musiałam odbębnić ten rytuał. Teraz to bardziej ''jak mi się przypomni''. To się musi zmienić! Mam aktywne rosyjskie serum, wodę brzozową i odżywkę pokrzywową i nie zawaham się ich użyć ;-) Może nawet zrobię kolejne podejście do cebulowo-czosnkowej wcierki? Tylko wtedy musiałabym mieć ze trzy głowy ... ;)
Aha! A jeszcze załatwiłam sobie u koleżanki 4 sztuki odżywki Jantar :-D  Musiałam, tylko po 6 zł! Pamiętam, że bardzo przyspieszyła mój porost w tamtym roku :)

4) oczywiście po każdym myciu maski/ odżywki, ale o tym akurat nigdy nie zapominam :)

5) ... może wymyślę coś nowego? Nigdy np. nie próbowałam płukanki kawowej. Macie jakieś propozycje?

W zasadzie to nic nowego nie napisałam, to wszystko już było przeze mnie stosowane, żadnych innowacji. Może jednak jak to zapiszę i opublikuję, będę miała większą motywację do regularności. Choć moją największą motywacją stały się słowa chłopaka, gdy męczyłam go o szczerą opinię nt moich włosów : 

''miały lepsze chwile'' :p

Z drugiej strony nie wiem, czy brać poważnie słowa osoby, której się pomyliła fala z taflą. 

Rozmowa:

-''Nie masz już takiej FALI'' 
-''Ale jakiej znowu fali? Kiedy ja miałam FALĘ na głowie?''
- ???? <zagubienie w oczach>
- ''Chodziło Ci o taflę?''
- ''No tak'' :p

No więc ... Obym znów osiągnęła efekt tafli na włosach ;-)

Może będzie mi w tym pomocny nowy olejek, niach niach :D Pokażę Wam w następnym poście ;)






czwartek, 15 sierpnia 2013

Moja pielęgnacja włosów na wakacjach.

Witam :-) Wczoraj wróciłam do Polski i jeszcze dochodzę do siebie. Teraz przydałby mi się jeszcze tydzień wolnego, żeby odpocząć po urlopie :-D Już czuję, że będzie mi megaciężko się pozbierać i wrócić do rzeczywistości - a już jutro do pracy i to od razu 3 dni pod rząd :-/ 

Włosy na wakacjach ... Trochę pocierpiały. Najgorsze były dla nich oczywiście niesamowite upały - najpierw w Polsce, a później w Chorwacji. Moje włosy do gigantów wytrzymałości nie należą - są ogromnie wrażliwe na wysokie temperatury, skąpą pielęgnację, bardziej ekstremalne warunki. Niszczą się dość szybko. Np. mimo że nieustannie miałam na sobie jakieś okrycie głowy (czapkę z daszkiem, kapelusz, chustkę) i tak widzę, że pojaśniały mi od słońca. Nie lubię tego, bo kolor wygląda teraz na taki wypłowiały :-/ 

Przekonałam się, że słona woda to morderstwo dla włosów. Tu akurat sama jestem sobie winna, bo mogłam starać się nie ich nie moczyć w morzu, ale nie potrafię pływać bez nurkowania :-P Pływanie jest wtedy dla mnie niepełne i mniej przyjemne, więc w pewnym momencie odpuściłam dbanie o włosy. Poza tym o wiele bardziej można się ochłodzić jednak zanurzając głowę ;)

Spółka, która pojechała ze mną na urlop:



Szampony:


 Wzięłam ze sobą turecki delikatny szampon i Lactacyd (emulsję do higieny intymnej), który ma w składzie SLES. Są dwa głosy dotyczące tego jakich szamponów powinno się używać do mycia po plażowaniu. Jedni wolą oczyszczać włosy czymś mocniejszym, drudzy stawiają na łagodne szampony, nie chcąc dodatkowo męczyć włosów. Ja wybrałam coś pośrodku, czyli po prostu używałam tych kosmetyków na zmianę ;) Z obu jestem zadowolona, szczególnie przyjemnie używało się Lactacydu. Ma świeży, delikatny zapach i produkuje niezłą ilość piany, więc mycie przebiega bezproblemowo. To też jest mój nr 1 do higieny intymnej. W sumie pierwszy raz używałam go do włosów, bo zapomniałam zabrać Facelle ;) 

Nie ma bardzo łagodnego składu, zawiera detergenty, ale mimo to zawsze mam wrażenie, że używam do mycia czegoś delikatnego.
Turecki szampon również się sprawdzał, ale mam do niego dwa ALE ... Nie jestem jednak pewna, czy to jego mam o to obwiniać...


Odżywki/maski:

Chciałam wziąć ze sobą jakąś odżywkę z silikonami, której nie używam na co dzień, a która przydałaby się właśnie do zabezpieczania włosów przed czynnikami zewnętrznymi. Padło na odżywkę z Joanny z olejkiem arganowym. I tak musiałam jakoś ją zużyć, bo leżała w pokoju bezużytecznie, odkąd okazała się zbyt słaba i przeciętna dla moich włosów. 

Nad morzem zużyłam ją całkiem sporo. Każdego dnia przed wyjściem na plażę moczyłam włosy i nakładałam na nie obficie odżywkę, skupiając się na końcach, najbardziej wrażliwych na zniszczenia. Następnie upinałam włosy w koczek. 
Czy coś mi to dawało, skoro i tak potem musiałam je wytaplać w słonej wodzie? :D Nie mam pojęcia, ale może COŚ dawało ;-)

Włosy myłam codziennie, zaraz po powrocie z plaży. Zawsze nakładałam po myciu maskę, starając się wynagrodzić im trudy, które musiały znosić :-P Wzięłam m.in ze sobą złotą ajurwedyjską maskę, którą miałam akurat na kilka użyć. Sprawdziła się naprawdę świetnie -włosy po jej użyciu były gładkie i aksamitne. W normalnych warunkach, kiedy włosy nie były narażone na złe czynniki, nie widziałam, że aż tak dobrze może na nie działać. Wzięłam też ze sobą odlewkę balsamu marokańskiego i jogurtową kurację z Bingo i też ich używałam, ale ta maska zasługuje jednak na główne wyróżnienie ;-) 

Olej:

Padło na Bhringraj, bo go bardzo lubię. Została mi niestety już odrobinka :( Ze względu na temperaturę cały czas utrzymywał się w stanie ciekłym. Nie olejowałam włosów na noc, bo nie miałam na to ochoty. Było tak gorąco, że myśl o lepiących się kosmykach była zbyt odpychająca ;) Wcierałam go kilka razy w kucyk, w małych ilościach. I tak moje włosy przez większą część pobytu prezentowały się okropnie, więc trochę oleju nie zaszkodziło :-D 






Wcierka:

Aktywne serum na porost włosów. Zaczęłam używać go już przed wyjazdem, więc wzięłam go ze sobą w nadziei, że może choć ze dwa razy będę pamiętała o masażu głowy ;) Kilka razy po myciu faktycznie go użyłam. Wkurza mnie zacinająca się pompka! 

Ogólnie jeszcze nic nie mogę o nim powiedzieć, bo muszę poużywać go regularnie w normalnych warunkach. 



Zabezpieczanie końcówek:

Wzięłam ze sobą sprawdzony CHI i nowość, kurację z olejkiem arganowym Marion. Przyznam, że nie żałowałam sobie w używaniu tych specyfików, nawet lądowały nieco wyżej niż tylko na końcówkach ;) 
Zdecydowanie bardziej jestem zadowolona z CHI. Kuracja arganowa mnie denerwowała swoim słodkawym, mdlącym zapachem i skłonnością do obciążania, oblepiania włosów. Z CHI nie zdarzało mi się przesadzić, z Kuracją - bardzo często. Nie podeszła mi, więcej nie kupię. Za to CHI muszę już mieć zawsze w zapasach ;-)



Niestety, zmagam się teraz z dawno nie odnotowanym u mnie problemem, a mianowicie - większym wypadaniem włosów. Zaczęło się już na urlopie. Nie wiem co obwiniać - upały i przez to osłabienie cebulek, czy któryś z nowych kosmetyków. Zastanawia mnie właśnie ten turecki szampon ... Mniej więcej w tym samym czasie wprowadziłam kilka nowych kosmetyków - szampon i aktywne serum i muszę się baczniej im teraz przyjrzeć pod tym kątem. Jestem na 80% pewna, że to wypadanie jest przez upały, słabszą pielęgnację (brak olejowania skalpu, regularnych wcierek), brak wspomagania wewnętrznego, ale mimo to ten szampon mnie zastanawia... 

Tak więc ogólnie z pięknymi puklami to ja nie wracam ;) i trzeba je trochę reanimować. Mam nadzieję, że nie będę musiała podcinać. Są teraz takie bez życia :-( Liczę jednak, że powrót do regularnego olejowania, normalnych warunków i temperatur je odżywi ;-)



Myślę teraz o poście z 50 faktami o mnie, bardzo popularnym teraz na blogach. Jesteście trochę mnie ciekawe? :D Bo ja czytam z zainteresowaniem ciekawostki o blogerkach ;)

Miłego dnia!
















niedziela, 11 sierpnia 2013

Mała migawka z moich wakacji ... ;-)

Zniknęłam na moment, ale nie martwcie się, żyję po Woodstocku ;-) Po trzydniowym koncertowaniu w ogromnym upale zaczęła się druga część naszego urlopu, znaaaacznie przyjemniejsza i piękniejsza ;-)



Gdzie jestem? ;-)


(teraz nogi już nie takie białe :p )





A już niedługo wracam do normalnego blogowania :))

Pozdrawiam, tęsknię!